piątek, 22 stycznia 2016

Moja żywieniowa filozofia



Witajcie! Dziś opowiem Wam trochę o tym, jakie wartości wyznaję ;) Spokojnie, to tylko w związku z odżywianiem. Co jem, czego nie jem, jak jem, ile jem. Czy piję, ile piję, co piję. Takich przekonań moich garści kilka. Trochę przeczytać o tym mogliście w poprzednim poście, gdzie przyznaję się Wam odrobinę do moich preferencji. Ciekawi jak jeszcze przedstawia się moja dietowa codzienność? Zapraszam
! :)

1. Nie uznaję diet. Dieta Dukana, śródziemnomorska, paleo? W większości przypadków nawet nie wiem, na czym polegają. Coś tam niby słyszałam, ale dalej nie wnikam. Nie, nie, nie. Ja się w to nie bawię. Ja potrzebuję konkretów i miejsca na mój indywidualizm i samowystarczalność. Nikt mi niczego nie każe, nikt mi niczego nie zabroni. Ja wybiorę sama i sama podejmę każdą decyzję, co trafi do mojego żołądka. Sama sobie ugotuję, sama zjem, sama policzę kalorie. No właśnie - te magiczne cyferki. Tak, liczę kalorie. Pilnuję ich jak oka w głowie! ;) Tu coś obetnę, tam dodam, wyjdę na zero. Lubię to. Lubię moje jedzenie ważyć, lubię je liczyć liczyć i kontrolować. Nie każdemu musi to odpowiadać, nie każdy musi mieć na to czas, nie każdy musi ten czas na to znaleźć. W każdym razie u mnie działa to dobrze, sprawdza się, a to najważniejsze.

2. Kiedyś jadłam słodycze niemal codziennie, teraz - raz na jakiś czas. Nawet nie odczuwam specjalnej potrzeby ich jedzenia. Mam ochotę - sięgam po coś. Czekolada, paluszki, galaretka w czekoladzie. O ile mieszczę się w bilansie, nie widzę problemu.. Ale najczęściej ochoty na słodkie nawet nie mam. 
  • Trik numer jeden, który u mnie zadziałał w walce z nałogiem słodyczowym i w sumie to działa nadal - po prostu nie kupuję słodyczy. Bywa, że w sklepie nawet dla świętego spokoju omijam zakazane półki. Tak na wszelki wypadek, by czasem mnie nie podkusiło. Bo wiem, że będę żałować. A co się mam męczyć. ;)
  • Ewentualnie trik numer dwa, jeśli akurat czymś słodkim już dysponuję - nie trzymam niczego słodkiego na widoku. Mam swoją szafeczkę, tam sobie to bezpiecznie leży i czeka, aż mnie przypadkiem najdzie ochota na małe słodkie co nieco. ;)
  • Wraz z początkiem nowego roku ustaliłam sobie nową zasadę - słodycze jem tylko w dni nieparzyste i te słodycze nie przekraczają 300 kcal. Ale najczęściej to bywa tak, że nawet tych dni nieparzystych nie wykorzystuję. Czasem w tygodniu nie zjem niczego słodkiego. Czasem sięgnę po coś raz, czasem dwa. Ale generalnie jest pod tym względem całkiem nieźle. Aż się sama sobie dziwię.

P.S. Domowe ciasto zrobione przez mamę to nie słodycze.
P.S.2 Moje ukochane wafle ryżowe to też nie słodycze. I hm.. w tym miejscu chyba wypada się przyznać, że to mój nałóg... :D

3. Prawie w ogóle nie stołuję się na mieście. To znaczy, wiadomo, że są przypadki, w których nie odmówię i tym sposobem na przykład na kolację z moim M. się wybiorę. Ale chodzi mi o to, że omijam szerokim łukiem wszelkie jedzenie typu fast food. I nie, nie jest to jakimś wybitnym poświęceniem z mojej strony. Ja tego szybkiego jedzenia za specjalnie to nawet nie lubię. Jeśli "Mak" to w drodze naprawdę, naprawdę wyjątkowego wyjątku. I to też nie jakiś zestaw big powiększony czterokrotnie, tylko z głową, coś małego, w miarę, teoretycznie bezpiecznego. ;) Pizza od wielkiego dzwonu, ale zawsze z uważną kontrolą składu. Alkohol też tylko od czasu do czasu i to w ilościach bardzo umiarkowanych. No sorry, za bardzo się napracowałam na to, co mam teraz, żeby tak beztrosko to sobie zaprzepaścić. :) 

4. Ograniczam tłuszcz, wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe. Jeśli smażę, to na odrobinie. Jeśli kanapka, to faktycznie kanapka, a nie chleb z masłem. Albo masło z chlebem. Wiem, wiem, tłuszcze w diecie są niezbędne, wiem. Dlatego ograniczam, nie eliminuję całkowicie.

5. Piję dużo wody, a także herbat / ziół różnego typu. Nie, nie sprawia mi to trudności. ;) Regularnie pijam pokrzywę i jest to już pewnego rodzaju mój mały rytuał. Lubię też melisę czy miętę. Z zieloną herbatą przyjaźnię się odrobinę mniej, ale ostatecznie żyjemy w dobrych relacjach. No dobra, ledwie poprawnych. Nie piję coli, ani innych napojów gazowanych. Ani to specjalnie dobre, ani zdrowe.

6. Nie stosuję słodzików, nie mam potrzeby używania cukru. Tak jak wczoraj pisałam, cukier tylko do twarożku. Ewentualnie w towarzystwie kokosu. No takie tam zboczenie. Ale nawet i to w ilościach znikomych.

7. Jem cztery posiłki, do pięciu - góra. Ale tak, żeby zmieścić się w bilansie kalorycznym. Nie mielę paszczą w każdej sekundzie swojego życia. Jem co kilka godzin i tak jest dobrze. Dobrze wiem, jak skończy się podjadanie. ;)

8. Unikam śniadań na słodko. Moim śniadaniem dosyć często jest jajecznica ze szpinakiem. Albo z papryką. Albo z szynką i papryką. Albo z szynką, grzankami i papryką. Czyli generalnie raczej na słono. Słodki początek dnia zaowocuje całym słodkim dniem. I wyrzutami sumienia. Nie, ja za to jednak dziękuję.

9. Na kolację najczęściej wybieram białko w różnej postaci. Jajko, jogurt, twarożek, to rozumiem. Węgle raczej o tej porze to już redukuję. No albo przynajmniej się staram.

10. Ograniczam mięso. Bo tak w zasadzie, to ja je niespecjalnie lubię... Spokojnie mogłabym przejść na wegetarianizm. Niejedzenie mięsa nie jest dla mnie problemem. Na moim talerzu często goszczą bezmięsne obiady. No ale jeśli już - najczęściej w domu, bo przecież mama prawdę Ci powie, że mięso jeść trzeba - no to tylko chude, drobiowe, albo indyk. Albo ryba. Tak, ryba to też mięso.

11. Jem dużo warzyw. Najczęściej marchewkę. Uwielbiam gotowaną, serio. Może i mniej odżywcza niż surowa, ale who cares? ;) Marchew to marchew. Lubię też brokuły. I frytki z batata i selera z piekarnika. No generalnie warzywa są nawet całkiem spoko. ;)

12. Owoce jem z umiarem. W sumie to traktuję je nieco podobnie do słodyczy. Okej, są zdrowe, ale to też cukier. No i są słodkie, najczęściej. A słodkie zwiększa ochotę na kolejne słodkie. Umiar jedynym ratunkiem w tym szaleństwie.

13. Zdrowo nie musi być drogo. Panuje przekonanie, że zdrowy tryb życia to drogi tryb życia. Cóż, to zależy. Ja tam gotuję zdrowo, ale normalnie. Tanio. Jestem tylko studentką. Nie dla mnie zabawa w wyszukane, drogie produkty, rodem z modnych, zagranicznych przepisów. Nawet mnie to nie kręci. Okej, te wszystkie tajemnicze nazwy może i brzmią super, no i też wszystko jest dla ludzi, nawet to - ale przecież nie każdy musi / musi chcieć z nich korzystać. ;)

14. Jem mrożonki, przyznaję się bez bicia :D Jak już siedzę w kuchni i coś tam sobie dziubię, to lubię udziubać sobie tego więcej. Tym sposobem często mam w zamrażalniku swoje pierogi z mąki pełnoziarnistej z brokułami, naleśniki ze szpinakiem czy inne bezmięsne kotleciki z kaszy gryczanej. Nie mam czasu na przygotowanie obiadu? Spoko, wcale nie muszę zamawiać sobie pizzy czy innego kebaba, mam całkiem zdrowy ratunek w swoim zamrażalniku. ;)

15. Jem pieczywo, chociaż doskonalę sobie sprawę z tego, jak modne jest jego niejedzenie. Ewentualnie przerzucenie się na to bezglutenowe. ;) Nie, nie lubię tego zwykłego, białego chleba. I nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz go jadłam. Sięgam po ciemne, pełnoziarniste, graham, w ostatecznej ostateczności po chrupkie. Chociaż mam problem by pieczywo chrupie nazwać pieczywem.. ;)

16. Traktuję jedzenie jak coś w rodzaju naturalnego lekarstwa. Wiecie, przykładowo imbir ma wiele różnych właściwości, kasza jaglana jest bardzo zdrowa, szpinak zawiera sporo żelaza itp. Interesuje mnie to i naprawdę wolę coś zjeść, przy okazji coś dobrego, niż nafaszerować się talerzykiem tabletek. ;) 

17. Nie jem po godzinie 20. Chodzę spać w okolicach dwudziestej trzeciej -północy, więc dla mnie jest to tak w sam raz. Nie czuję się ociężała, jest mi lekko i przyjemnie, nie mam kłopotu z zasypianiem. A czas ewentualnie urozmaicam sobie czasem którąś herbatą. No dobra, pokrzywą.

18. Żuję miętową gumę, piję herbatę miętową, albo idę umyć zęby - za każdym razem, kiedy "no coś bym zjadła, ale w sumie to nie wiem co", a tak naprawdę się po prostu nudzę. Jakoś przechodzi wtedy ochota na to tajemnicze coś. ;)

Hm, na razie to chyba tyle.. Jeśli coś mi się jeszcze przypomni, albo coś nowego zacznę praktykować, to pokuszę się o jakieś "part two" tego typu wpisu ;)


A jak Wy podchodzicie do tematu? Jakie "wartości" wyznajecie? Macie jakiegoś swojego dietowego faworyta, jakąś ulubioną dietę, której wiernie się trzymacie? A może też po prostu ograniczacie tylko pewne produkty? Zrezygnowaliście z czegoś całkowicie? Ze słodyczy na przykład? Mówcie, mówicie jak to u Was wygląda! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cześć! Bardzo mi miło, że poświęciłeś swój czas na przeczytanie tego, co miałam do powiedzenia. Chętnie odwdzięczę się i przeczytam, co do powiedzenia masz Ty :) Skoro i tak już tu jesteś, to zostaw po sobie tych kilka słów, dzięki czemu i ja będę mogła trafić do Ciebie. Do następnego czytania, pozdrawiam i życzę miłego dnia! ;)