poniedziałek, 1 lutego 2016

Padłeś? Powstań...


Ehh, no cześć... Z bólem serca i ogromnymi wyrzutami sumienia, przyznaję... jak to w życiu bywa - każdy się czasem potyka. I choć ostatnimi czasy dobrze mi już szło.. tak, ja też się potknęłam. Miniony tydzień nie był najłatwiejszy. Okej, był trudny, stresujący, frustrujący, było ciężko. I w dodatku ciągle chodziło za mną coś dobrego. No cóż, no poległam. Ale tylko trochę!

Pierwszy dzień tygodnia... Ba! Pierwszy dzień miesiąca. To dobry czas, żeby zacząć od nowa ;) No bywa i tak, nie pierwsza słabsza chwila i nie ostatnia, nie ma co rozpamiętywać. Trzeba się podnieść, otrzepać i iść dalej, nie oglądając się za siebie i - tym bardziej - nie popełniając drugi raz tego samego czynu. Niech chociaż lekcja będzie z tego jakaś wyniesiona.


1.02.2016 - waga = 52,1 kg

Hmm, spodziewałam się zobaczyć na wadze wyższą liczbę, ostatecznie nie jest jeszcze tak bardzo, bardzo źle. To znaczy - wagowo nie jest źle. Bo znowu przestałam panować nad tym, nad czym panować bym chciała.  

Co tak naprawdę poszło nie tak?

Ehh, no okej, przyznam się. Przecież i tak coś tam już się przyznawałam... W kwestii odchudzania miewam czasem nie do końca zdrowe nawyki. To długa historia, więc wystarczyć musi informacja, że owszem - mam tendencję do popadania w skrajności. I tak, chcąc sobie zrzucić to i owo szybciej, schodziłam momentami niżej niż powinnam. Nie raz, i nie dwa. I nie tylko odrobinkę. Przez pierwsze trzy tygodnie było okej. Cóż, w końcu, jakby nie patrzeć, przecież przyzwyczajona jestem... Ale że miało to miejsce w zasadzie dzień w dzień, to w końcu coś pękło. Niby słowa koleżanki "Wow, jak ty ostatnio schudłaś! Prawie cię nie poznałam!" wywołały bardzo miłe uczucie. Jednak ten niepokój w oczach mamy sprawił, że i we mnie odrobina niepokoju zagościła. Nie chcę powitać w swoim życiu demonów przeszłości.. No to zaczęłam jeść trochę więcej.

Poza tym.. mam już dość tego ciągłego ograniczania i odmawiania wszystkiego. To męczy, no przecież ja też chcę zjeść to czy tamto! Nie mam już na to sił. I nie chodzi nawet o aspekt fizyczny, zaciśnie się zęby i daje się radę. Ale już właśnie nie potrafię tych zębów zaciskać. Psychika. Chcę jeść. Lubię jeść. Jem. Tylko znowu szkoda, że za dużo. Ehh, to jest jedno wielkie błędne koło.

No ale nic, trzeba wziąć się w garść i tyle. Co pan zrobisz, nic pan nie zrobisz. Wyjdę z tego bagna raz na zawsze, zejdę do tych równo 50 kg, ujędrnię to, co nie do końca jędrne jest, będę żyć zdrowo i racjonalnie, będę z siebie zadowolona. Właśnie tak będzie.


Lutowe założenia / wagowe i nie tylko / :

1. Zostaję przy tych 1600 kcal. Ale muszę odbyć z samą sobą szczerą rozmowę i faktycznie tych 1600 kcal się trzymać, wykorzystując je w racjonalny i smaczny sposób. Nie przekraczać, okej, to nie jest największy problem - ale i poniżej nie schodzić, co jest trudne i co kusi. Co mi się zdarzało. Niejednokrotnie.

2. Słodycze może nie że w dni nieparzyste, ale po prostu jak już mnie na nie najdzie, to co drugi dzień. Póki ochoty nie mam, to trzymać się z daleka, bo i na co to komu ;)

3. Zacząć czytać w końcu o tym cholernym odżywianiu, zrozumieć, że tłuszcze są naprawdę potrzebne, że kalorie to nie wszystko. Nabrać do tego zdrowego podejścia...

4. Zacząć ogarniać tą nieszczęsną pewność siebie. A raczej jej brak. Jestem już zmęczona samą sobą, męczy i frustruje mnie moja osoba, moja nieśmiałość, moje wycofanie, moja obojętność, wszystko..

5. Nie zmarnować do cholery tej wolnej chwili, nie zmarnować lutego, żyć, po prostu żyć, robić coś, a nie tylko tak.. przesiedzieć, ehh..


Tak, założenia trafiły w pierwszej kolejności do dzienniczka diety, który kontynuuję mimo wszystko. Ale takie publiczne zobowiązania, wyznania czy inne deklaracje, zwał jak zwał, mają zupełnie inną moc sprawczą. Działają na trochę innej zasadzie. Jakby bardziej hm.. motywującej. ;) Więcej potknięć nie przewiduję. Nie będzie traktowania jedzenia jako pocieszyciela :) 

Do dzieła. Walki ciąg dalszy.

4 komentarze:

  1. Heej, nie przejmuj się, każdemu się zdarza gorszy czas! Głowa do góry i rób dalej swoje! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że nie zamierzasz się poddawać! Walcz, o marzenia, o cele zawsze warto walczyć! Nic nie cieszy tak, jak wygrana walka z samym sobą. Powodzenia! :* :)

    OdpowiedzUsuń

Cześć! Bardzo mi miło, że poświęciłeś swój czas na przeczytanie tego, co miałam do powiedzenia. Chętnie odwdzięczę się i przeczytam, co do powiedzenia masz Ty :) Skoro i tak już tu jesteś, to zostaw po sobie tych kilka słów, dzięki czemu i ja będę mogła trafić do Ciebie. Do następnego czytania, pozdrawiam i życzę miłego dnia! ;)