niedziela, 28 lutego 2016

Czas na relaks #6



Jak ten czas szybko leci, już kolejny tydzień za nami, już kolejny tydzień staje się historią... Czas ucieka nam przez palce i w żaden sposób nie możemy go zatrzymać. To smutne, ale jedyne, co nam pozostaje, to fakt ten zaakceptować, ehh. No to co to tam się działo w minionych dniach?

- Tydzień temu, o takiej porze... To właśnie wracaliśmy z M. do naszych.. znaczy jego, ale tak jakby naszych, czterech kątów ;) Ostatni weekend moich studenckich ferii spędziłam na wyjeździe - moi rodzice poznani przed trzema tygodniami, czas zatem na poznanie rodziców M. Nie będę ukrywać, że zestresowana byłam nieziemsko, no taki już ze mnie tchórz. I choć momentami miałam wrażenie, że nie do końca do tej całej układanki pasuję, to ostatecznie nie było źle - weekend zapoznawczy przeżyłam, mam się dobrze, druga strona chyba również ;) Generalnie spotkanie raczej na plus. Przynajmniej tak mi się wydaje... :D







- Trochę nerwów mnie to kosztowało, ale wynagradzał mi to M., pokazując swoje miasto od nieznanej strony, zabierając na spacery i po prostu towarzysząc mi w tych niełatwych chwilach ;) Spacer, park, zamek, kopiec, taras widokowy.. No ładnie, ładnie :)





- A, no i ten mały przystojniak również miał swój udział w łagodzeniu stresu :D Obawiałam się, że się na mnie obrazi - jest bardzo związany z M. i w normalnych warunkach bardzo o niego zazdrosny. A tymczasem.. M. mógłby dla niego w ogóle nie istnieć, ważne, że byłam ja. To ja musiałam go głaskać, to u mnie na kolanach siedział, to do mnie się przytulał. M. niewiele go obchodził. Taki tam mój mały sukces :) 

- Miał on swoją drogą jeszcze trójkę psich towarzyszy i jednego kociego - i o ile reszta psiaków również zaakceptowała mnie bez problemu, o tyle kociak trzymał się na dystans. Wedle wszelkich praw fizyki powinien w ogóle wpaść w panikę widząc nową twarz i zabunkrować się na górze. A jednak kociak, choć wystraszony, ciągle siedział gdzieś w pobliżu, bacznie się mi przyglądając. Taki tam wyraz akceptacji.. ;)

- No więc mówię, źle nie było, to tylko ja tak sobie ten stres wymyślam.. :D 

- A teraz... A no wróciłam sobie na uczelnię. Taak tryskam optymizmem i skaczę z radości. Kto by się nie cieszył na spotkanie tych wszystkich idiotów? Nie, idioci nie są tutaj pieszczotliwym określeniem. To są prawdziwi idioci. Dzieci w szkole czy nawet przedszkolu mają więcej rozumu niż oni..

- No ale powrót jednego wykładowcy jednak cieszy. Nawet bardzo cieszy. To taka tam moja wielka miłość z pierwszego roku, ale ćśśś... ;)

- Czwartek z M. to było to, czego mi było trzeba. Nie szkodzi, że niedawno spędziliśmy trochę czasu razem. Toż to "niedawno" było dawno! ;) Nikt nie potrafi mnie tak pocieszyć i podnieść na duchu, jak On :) Ten człowiek nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.

- No i generalnie poza tym to raczej nuda, nadal nie potrafię się wziąć za siebie, nadal nie potrafię się ogarnąć. Jedyne co potrafię, to mówić o tym, płakać i narzekać, życie.. :D


Filmy, jakie obejrzałam:

- Nasze matki, nasi ojcowie, cz. I

1 komentarz:

  1. Również odczuwałam strach jak miałam poznać swoich przyszłych "teściów", ale koniec końców teraz świetnie się z nimi dogaduje :)

    Zapraszam na bloga prowadzonego przez 5 ciekawych dziewczyn. Zachęcam również do odwiedzenia zakładki "ambasadorki" :)
    http://five-souls.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Cześć! Bardzo mi miło, że poświęciłeś swój czas na przeczytanie tego, co miałam do powiedzenia. Chętnie odwdzięczę się i przeczytam, co do powiedzenia masz Ty :) Skoro i tak już tu jesteś, to zostaw po sobie tych kilka słów, dzięki czemu i ja będę mogła trafić do Ciebie. Do następnego czytania, pozdrawiam i życzę miłego dnia! ;)