Muszę się Wam do czegoś przyznać. Chodzi o to, że... no chodzi o to, że ja naprawdę nie lubię ćwiczyć. I nie robię tego jakoś wybitnie często. Wiem, wiem, powinnam, trzeba, na pewno coś dla siebie bym znalazła. Wiem. Ale i tak nie lubię. Co zatem w kwestii tej robię?
Nie, nie powiem, że "nic". Coś tam się ostatecznie przecież dzieje. Swoich studiów też nie lubię, a jakoś tam chodzę, ehh. Ćwiczyć nie lubię, a ćwiczę. Czasem.
Lubię Natalię Gacką i swego czasu bardzo regularnie dawałam się jej męczyć. W swoich zbiorach posiadam jej książkę "Zostań fit. Nowa Ty w 180 dni". Na początku bardzo ochoczo, regularnie, uparcie i zawzięcie z niej korzystałam. Teraz coraz rzadziej, ale i tak chętnie do niej wracam.
Lubię Mel B. Pozytywna kobieta, proponująca całkiem sympatyczne zestawy ćwiczeń. Nie wiem czy wszystkie, ale te które ja przetestowałam były - uwaga - skuteczne! Przynajmniej takie moje skromne wrażenie. Do przejścia, nawet początkująca swego czasu (no dobra, początkująca cały czas) ja poradziłam sobie ze wszystkimi serwowanymi przez nią powtórzeniami.
Lubię też moją konsolę i te wszystkie gry taneczne. To jest spoko. Taką formę ruchu jestem jak najbardziej w stanie zaakceptować. Na co dzień raczej nie tańczę, jestem na to zbyt nieśmiała. Poza tym ja przecież tańczyć nie potrafię. Ale w swoich czterech ścianach.. gdy nikt mnie nie widzi.. lubię "potańczyć" przed telewizorem. ;) I nie, nie uważam, żeby była to aktywność dla dzieci, czy aktywność gorszej kategorii. Aktywność, to aktywność. Ruch to ruch. Koniec kropka. To i tak lepsze niż gnicie na kanapie, czyż nie?
Lubię jeszcze mój rower stacjonarny. Odpalam sobie ulubioną playlistę, film czy serial - i mogę jechać. Tak, to mi odpowiada. No dobra, bywa odrobinę nudne, ale jak film czy myśli w towarzystwie muzyki faktycznie mnie wciągną, to jakoś to leci, nawet w miarę sprawnie.
No i w sumie to by było na tyle. A, no i jeszcze dużo pieszo się przemieszczam. Nawet bardzo dużo i bardzo często. To też zawsze jakiś ruch jest. ;)
Jak to było? 70% to dieta, ćwiczenia 30%? Tak, coś w tym być może jest. Nie ćwiczę codziennie, a jakoś potrafiłam, potrafię schudnąć. Całkiem sporo schudnąć. Okej, jeszcze trzeba to ujędrnić, wiem. Dlatego czasem daję się ponieść właśnie zdrowemu rozsądkowi, zakładam dres i - nie pomijając ciężkiego westchnienia - wsiadam na rower / odpalam konsolę / siadam na macie ;)
A co tam u Was? Co ćwiczycie najchętniej? Kto znajdzie się wśród Waszych ulubieńców? Mówicie, mówicie, może znajdę coś dla siebie.. ;)
A basen na przykład? Świetna rozrywka, człowiek aż tak się nie męczy i w ogóle :) Fajna sprawa, w dodatku dobre na stawy czy kręgosłup, zdecydowanie polecam :)
OdpowiedzUsuńNie, nie, pływanie to akurat rozrywka nie dla mnie :) Ale dzięki za komentarz i polecenie! ;)
UsuńJa dla odmiany bardzo lubię biegać :) Próbowałaś tej formy aktywności?
OdpowiedzUsuńNie biegałam od czasu gdy złamałam nogę. Jeden głupi uraz, który ciągnie się za mną latami, echh :/
Usuń