Mój ulubiony gatunek filmowy? Film katastroficzny, zdecydowanie. W ciągu kilkunastu ostatnich lat była to bez najmniejszych wątpliwości najczęściej wybierana przeze mnie kategoria. Widziałam całkiem sporo produkcji o tej tematyce, i gorszych i lepszych. Ale tej akurat oglądać okazji nie miałam. Sięgnęłam po nią z M. Czy był to trafny wybór?
A no nie do końca... Zapowiadało się całkiem nieźle - nawet pomimo wątku historycznego, byłam nastawiona pozytywnie. Szybko mi przeszło, a oczekiwanie zamieniło się w zniecierpliwienie i rozczarowanie, bo trochę nie tego się spodziewałam.
Tytuł: Pompeje (Pompeii)
Czas trwania: 1 godz. 42 min
Reżyseria: Paul W.S. Anderson
Scenariusz: Janet Scott Batchler, Lee Batchler, Julian Fellowes, Michael Robert Johnson
Gatunek: Katastroficzny, Dramat historyczny
Produkcja: Kanada, Niemcy, USA
Premiera: 21.02.2014 (Polska), 18.02.2014 (świat)
Obsada: Kit Harington, Emily Browning, Kiefer Sutherland, Adewale Akinnuoye-Agbaje, Carrie-Anne Moss, Jared Harris, Jessica Lucas, Sasha Roiz
O ile generalnie nie rozumiem, dlaczego filmy katastroficzne z reguły mają niskie noty, o tyle w tym przypadku jestem w stanie to zaakceptować. Nie no, historia w sumie nie głupia, ale.. no odrobinę nużąca, odrobinę nie na temat. Odrobinę mijająca się z celem.
Więcej tam miłości, niż katastrofy. A to tę drugą miałam ochotę zobaczyć. No ale wiadomo, erupcja Wezuwiusza nie może być ekscytująca, jeśli nie wzbogaci się jej miłością niewolnika do córki bogatego przedsiębiorcy. No przecież. Gdy wulkan budzi się do życia, tych dwoje walczy o swoje uczucie.
Jak dla mnie, uwaga skupiona została w trochę niewłaściwym punkcie. To nie miłość jest tłem dla katastrofy, tylko katastrofa jest tłem, swoją drogą marnym, dla miłości. Bo całość jak najbardziej byłaby w stanie uratować wizja zagłady miasta. Niestety, ten punkt pozostawia trochę do życzenia. Do wybuchu dochodzi zdecydowanie zbyt późno, a dalsza akcja toczy się już zbyt szybko. Zabrakło tego czegoś. Efekt końcowy jest mało satysfakcjonujący, mało przekonujący, pozostawiający niedosyt. Sprawy nie ratuje brak widowiska, zagłada prezentuje się sztucznie, nienaturalnie, niskobudżetowo...
Historia miała spory potencjał, stworzyć z niej można było coś naprawdę godnego uwagi. No szkoda, po prostu szkoda.
No i gdzie ta katastrofa? Może po prostu cały ten film miał być katastrofą? Tak, mój drogi M., myślę, że możesz mieć rację ;)
A co Wy sądzicie? Lubicie w ogóle filmy katastroficzne? Czy raczej jest to gatunek omijany przez Was szerokim łukiem? Macie jakiś swój ulubiony tytuł, poruszający powyższą tematykę?
Film raczej nie w moim guście, więc odpuszczę go sobie - widzę, że niewiele stracę. ;-)
OdpowiedzUsuń