niedziela, 21 lutego 2016

Czas na relaks #5


Eh, jak ten czas niesamowicie szybko leci. Dopiero co zaczynały się moje ferie, a już dobiegają końca. Nie spędziłam ich tak, jak ambitnie planowałam, jak ambitnie chciałam. Ostatecznie nie było jakoś wybitnie źle. Ale super też nie było. Czy ja się naprawdę nigdy nie zmienię? Nienawidzę tego w sobie, ale i tak nic nie potrafię z tym zrobić. No nic, i tak się przecież nie poddam. Jeszcze się stanę lepszą wersją siebie. Ja jeszcze wszystkim pokażę! ;) A tymczasem - pokażę mój miniony tydzień. Od czegoś w końcu trzeba zacząć.

- Trochę sobie nad blogiem posiedziałam, trochę sobie na czarną godzinę popisałam, trochę sobie poszkicowałam. Odwiedziłam Facebooka i Instagrama. I chociaż nie idzie to tak, jak można byłoby sobie wymarzyć, to i tak sprawia mi to frajdę. :)

- Ruszyłam z tym swoim nieszczęsnym licencjatem. Sukces, prawdziwy sukces. Oddałam nawet rozdział pracy, tak zaszalałam. I tak pojawiłam się w wielkim mieście z racji weekendu, więc aż szkoda byłoby nie wykorzystać tego w maksimum. No i jakby nie patrzeć - pora najwyższa, ale ćśśśś. W każdym razie, sumienie mam czystsze, wyrzuty mniejsze. Nawet jeśli siła wyższa zechce mi to cofnąć, trudno, robiłam co mogłam, chciałam, starałam się, próbowałam. Najwyżej próbować będę dalej.


- Ogólnie poogarniałam trochę uczelnianych rzeczy. Hej, ten tydzień serio nie był zły! Jak tak teraz patrzę, to całkiem sporo roboty odwaliłam, ah, tak bardzo pracowita ja :) Ale to dobrze, dobrze.

- Nadal ogarniałam przestrzeń wokół siebie. Kartki, karteluszki to jedna, wielka, nigdy niekończąca się opowieść. Makulaturę to gromadzę wręcz tonami. Mam wrażenie, że kiedyś zginę w tych wszystkich papierach.

- No i laptopa też ogarniałam. Linki działają na podobnej zasadzie jak kartki. Wszystko, no przecież wszystko może się kiedyś przydać, nie? Eh, a no nie, na jakieś 90% nigdy się nie przyda. Ale niee, to przeczytam sobie później, tamto wypróbuję kiedyś tam, to też lepiej dodam do zakładek. Tjaaaa.. Ale spoko, już jest odrobinę lepiej :)

- I znów - czytałam, oglądałam, słuchałam, pisałam. Chciałabym więcej. Chciałabym, żeby doba miała więcej godzin. Z niczym nie mogę się wyrobić. Na wszystko brakuje mi czasu. Wiecznie. Za dużo chcę. Ehh.

- Kolejny weekend poza domem, kolejny raz post pisany przed weekendem i publikowany automatycznie. O mamo, jak ja się boję tego weekendu. Nie wiem co to będzie, nie wiem. M. twierdzi, że będzie dobrze. Oby się nie mylił.. :D


Książki, które czytałam:

- Malzieu Mathias, Mechanizm serca (Tja, zabrakło już czasu, by doczytać. Trudno, skończę w przyszłym tygodniu ;))
- Do tego czytałam sobie trochę Żywność, Twój cudowny lek. No i przeglądałam internet pod kątem hormonów, tarczycy, diet, Hashimoto i takich tam różnych :)

Filmy, które obejrzałam:

- Apocalypto (No dobra, tylko zaczęłam, nie dałam rady, przerosło mnie to ;))
- Łowca Czarownic (Kocham ten film, no po prostu kocham i zawsze będę go miło wspominać i mieć do niego sentyment :))
- Niemożliwe


I chyba zacznę robić tak, że weekend / niedziele podsumowywać będę w kolejną niedzielę, a nie w tę samą :p Jeszcze zobaczę, no ale w każdym razie, ten weekend w kilku słowach wspomnę w szóstym wpisie tej serii :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cześć! Bardzo mi miło, że poświęciłeś swój czas na przeczytanie tego, co miałam do powiedzenia. Chętnie odwdzięczę się i przeczytam, co do powiedzenia masz Ty :) Skoro i tak już tu jesteś, to zostaw po sobie tych kilka słów, dzięki czemu i ja będę mogła trafić do Ciebie. Do następnego czytania, pozdrawiam i życzę miłego dnia! ;)